26 września 2019

RODZINNE LATO 2019 CZ. 2 - W JAWOROWYM OGRODZIE


Wstawanie przed świtem zawsze jest bolesne, ale w górach boli jakby mniej. Zwłaszcza, kiedy w perspektywie czeka piękny, słoneczny dzień spędzony na szlaku. Dzięki temu, że wszystko mamy wcześniej przygotowane zbieramy się nadzwyczaj sprawnie i udaje nam się zdążyć na pierwszy autobus do centrum. Przesiadamy się na Stramę i przez Bukowinę i Poronin dojeżdżamy do granicy i dalej do Tatrzańskiej Jaworzyny. 


Zwykle odcinek od Łysej Polany pokonywaliśmy pieszo, ale bardziej polecam dojazd bezpośrednio do Jaworzyny - zaoszczędzimy jakieś 40 minut i trochę sił, ponadto wędrówka poboczem ruchliwej szosy, zwłaszcza z dziećmi nie należy do przyjemności. Parę kroków od przystanku zaczyna się zielono-niebieski szlak, którego początkowy odcinek to po prostu wyasfaltowana ścieżka. Po pół godzinie docieramy do rozstaju szlaków na Polanie pod Muraniem, gdzie szlak niebieski biegnie w lewo przez most do Doliny Zadnich Koperszadów (bardzo zresztą urokliwej, odwiedzonej przez nas 2 lata temu), my zaś trzymamy się szlaku zielonego i wkraczamy do Doliny Jaworowej. W miarę wędrówki robi się coraz cieplej, słoneczko zaczyna przygrzewać i zrzucamy z siebie kolejne warstwy odzieży. Od początku towarzyszą nam piękne widoki na okoliczne szczyty Tatr Wysokich i Bielskich. Po drodze jeden krótki odcinek szlaku wymaga naszej wzmozonej uwagi - trzeba przejść oberwanym kawałkiem ścieżki, prawdopodobnie uszkodzenie powstało w czasie zeszłorocznych powodzi. 

Widok z Polany pod Muraniem




























 Nasz plan to dotarcie do Jaworowego Ogrodu, który już kiedyś próbowaliśmy z dziećmi odwiedzić (3 lata temu wycofaliśmy się tuż przed celem z powodu bardzo późnej pory, był to pierwszy i mam nadzieję ostatni raz, kiedy schodziłam Doliną Jaworową po zmroku). Tym razem do przodu posuwamy się znacznie szybciej, wcześniej też rozpoczęliśmy wycieczkę, więc zakładamy, że spokojnie się wyrobimy. Dzieci idą dzielnie, Zuzia w tym roku pierwszy raz nie korzysta z nosidełka i mieliśmy obawy jak to będzie wyglądać, ale radzi sobie świetnie. Pod koniec trzeba ją już trochę "ciągnąć", jest zmęczona, małe nóżki gorzej radzą sobie z dużymi kamieniami, do tego wszystkim nam dokucza upał (w południe zrobiło się dość nieznośnie, akurat wtedy kiedy skończył się las i szliśmy w pełnym słońcu). Do Jaworowego Ogrodu docieramy nieco wymiętoleni, rozkładamy się na dłuższy odpoczynek. Jak wiadomo dzieci regenerują się błyskawicznie i po chwili już szaleją nad strumieniem, a ja zabieram się za obfotografowanie okolicy. Przy okazji zauważam, że mostek przez który wiedzie dalej szlak na Lodową Przełęcz wygląda nieco inaczej niż go zapamiętałam ze swojej pierwszej wizyty w tym miejscu przed laty (prawdopodobnie uległ zniszczeniu i został odbudowany po ulewach w lipcu zeszłego roku, szlak był w końcu dość długo zamknięty). W zadumie wpatruję się w potężny Jaworowy Mur piętrzący się tuż przed nami, po głowie chodzi mi Wawrzyniec Żuławski i jego Trylogia Tatrzańska, przypominam sobie postać Klimka Bachledy i jego bohaterską śmierć, a także tajemniczą tragedię w Dolinie Jaworowej - niewyjaśnioną do dziś śmierć 3 osób w trakcie zejścia z Lodowej Przełęczy... Z rozmyślań wyrywa mnie podniesiony głos Marty - dzieciom znudziło się wrzucanie do strumienia drobnych kamyczków i przeszli na te większego kalibru - to znak, że trzeba się ruszyć. 



Niektórzy wybierają odpoczynek w pozycji horyzontalnej ;)









Jaworowy Mur



Jaworowy Ogród z charakterystycznym mostkiem

Fragment wymagający wzmożonej uwagi 


Droga powrotna jakoś bardziej nam się dłuży, jak to zwykle bywa. Idzie się jednak przyjemnie, czas tym razem nas nie goni, pogoda jest idealna i cały czas możemy cieszyć oczy pięknymi widokami. Pokonujemy znów, tym razem w drugą stronę oberwany fragment ścieżki (widoczny na zdjęciu powyżej). Robimy jeszcze 3 krótsze postoje po drodze, ostatni na Polanie pod Muraniem. Asfaltem już prawie zbiegamy i udaje nam się zdążyć na wcześniejszą Stramę niż zakładaliśmy. Jeszcze tylko powrót do Zakopanego, stanie w korku i stres czy dzieciaki nie zwymiotują w autobusie. Wysiadamy przy Watrze i idziemy na zasłużoną ciepłą kolację do Góral Burgera. Pozostaje nam złapać autobus na Krzeptówki, ogarnąć prysznic pójść spać. Dzień kolejny upłynie nam pod znakiem odpoczynku, którego potrzebują przede wszystkim dzieci. Spacer pod Reglami i Dolina za Bramka to wszystko co uda nam się uskutecznić, ale taki spokojny dzień też się czasem przydaje.

Relaks w Dolinie za Bramką

1 komentarz: