2 marca 2019

HALA GĄSIENICOWA W ZIMOWEJ ODSŁONIE




Zgodnie z prognozami, poranek wita nas piękną, słoneczną pogodą. Na wszystkich kamerkach wspaniała widoczność, zbieramy się więc sprawnie i podjeżdżamy autobusem do dworca. Tam następuje małe zamieszanie, bo kierowca busa na Morskie Oko odsyła nas gdzieś na drugi koniec dworca w poszukiwaniu połączenia do Brzezin. Kiedy uświadamiamy mu, że przez Brzeziny i tak przejeżdża i może mógłby nas tam wysadzić stwierdza, że w sumie to tak, więc wsiadamy i po chwili odjeżdżamy. 


W Brzezinach musimy przejść parę metrów do wylotu szlaku i możemy ruszać w górę. Budka z biletami jest zamknięta, więc mamy wejście gratis. Szlak z Brzezin na Halę Gąsienicową jest dość upierdliwy latem - ścieżka składa się przede wszystkim z kamieni "kocich łbów", mamy też stamtąd złe wspomnienia, bo podczas zejścia tym szlakiem Michaś rozbił kiedyś głowę. Zimą wygląda to zupełnie inaczej, kamienie pokrywa gruba warstwa śniegu, wędrówka jest więc przyjemniejsza. Jedno się nie zmienia - szlak jest trochę nudny i wydaje się nie mieć końca. Po raz kolejny mamy wrażenie, że czas podany na drogowskazie jest mocno zaniżony, albo przewidziany dla wytrawnych biegaczy, a nie zwykłych turystów. Mniej więcej 3/4 trasy jest nudne jak flaki z olejem, dopiero pod koniec zaczynają się jakieś widoki, głównie na Świnicę. Miejscami jest bardzo ślisko, trochę zazdrościmy ludziom w rakach czy choćby raczkach i przeczuwamy, że zejście na tych fragmentach może być ciekawe. 







Wreszcie nasza ścieżka łączy się z zielonym i żółtym szlakiem z Doliny Pańszczycy, widać też zabudowania schroniska, jesteśmy na miejscu. Z racji pięknej pogody i trwających ferii w Murowańcu tłumy, zaglądamy więc tylko na chwilę do środka i idziemy sobie usiąść na świeżym powietrzu, na sankach ;) Jemy śniadanie, dzieci szaleją, trzeba uważać na narciarzy, niektórzy z nich zachowują się jakby byli sami na szlaku. Nadal jest ciepło, ale na Hali trochę wieje. Kusi nas próba podejścia nad Czarny Staw, ale odpuszczamy. Nie byliśmy nigdy tam zimą, jesteśmy z dziećmi, nie mamy raków, poza tym trzeba jeszcze wrócić, dzień nadal jest krótki, a zamierzamy schodzić z powrotem do Brzezin.  Przepiękna pogoda i cudne widoki sprzyjają fotografowaniu, więc zbombarduję Was sporą ilością zdjęć ;)





 Kozi Wierch

Kasprowy Wierch

Murowaniec













Kościelec

Granaty

Latem tabliczki są znacznie wyżej







Szczyty w zachodzącym słońcu

Siedzimy jeszcze trochę na Hali, cieszymy oczy widokami i powoli zaczynamy schodzić. Z górek zjeżdżamy z dziećmi na sankach, na zmianę. Raz uciekają nam same sanki (Michaś je puścił), odnajdujemy je na szczęście dwa zakręty niżej ;) Z tych zjazdów sama mam frajdę, a ponieważ zjeżdżam z dziećmi, to nie wygląda to dziwnie ;) Przez chwilę zastanawiamy się czy nie spróbować zejścia do Cyhrli - mielibyśmy z głowy problem busów. Trochę obawiamy się jednak jak wygląda ścieżka między Psią Trawką, a Cyhrlą, jest już po zachodzie słońca i nie chcemy władować się w jakieś nieprzyjemne miejsce. Pod koniec szlak jest tak oblodzony, że zgodnie z wcześniejszymi przewidywaniami kilkanaście razy zaliczamy bliskie spotkanie z podłożem. Tutaj na szczęście wywrotka grozi co najwyżej obtłuczeniem czterech liter. Wreszcie udaje nam się zejść, jest już ciemno i trochę martwimy się czy złapiemy jakiegoś busa do Zakopanego. Chwilę czekamy dość nerwowo na przystanku (perspektywa schodzenia do Cyhrli szosą, w dodatku po ciemku, nie jest zbyt zachęcająca). Na szczęście po chwili nadjeżdża bus. Wsiadamy i po krótkiej wymianie zdań z kierowcą okazuje się, że mamy farta, bo to przedostatni kurs z Palenicy, a kolejny odjechał tak zapchany, że pewnie nawet by się nie zatrzymał. W centrum pozostaje nam przesiąść się na miejski autobus na Krzeptówki i wracamy na kwaterę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz