13 marca 2018

CZEGO MI BYŁO TRZEBA, CZYLI DLACZEGO NIE WESZŁAM NA ZADNI GRANAT


Wędrowanie z dziećmi charakteryzuje się tym, że trudności wycieczki, postoje i tempo musimy dostosować do możliwości najmłodszych. Moje dzieci góry polubiły od razu, chodzimy więc na prawdę dużo i, jak na wiek dzieci, wysoko. Nie wszędzie jednak mogę je zabrać, choćby ze względów bezpieczeństwa.


W czerwcu 2017 spędziliśmy w Tatrach 15 dni. Kiedy w połowie naszego pobytu do Zakopanego przyjeżdża koleżanka, zaczynam obmyslać możliwość wyjścia z nią w trasę bez dzieci. Męża udaje mi się szybko namówić na pozostanie z nimi na cały dzień na kwaterze, pozostaje więc ustalić cel wędrówki. Pomysłów mamy kilka, w końcu decydujemy się wyruszyć w stronę Granatów. Granaty są mi znane z wycieczki odbytej z mamą kilka lat temu, wycieczki bardzo udanej i bogatej w piękne widoki, ale jednocześnie najbardziej ekstremalnej z mojego dotychczasowego górskiego cv. Nieszczególnie mam ochotę powtarzać przejście grzbietem Granatów - nie potrzeba mi aż tak mocnych wrażeń. Ale podejście na Zadni Granat z Koziej Dolinki wspominam dobrze. Basia tam jeszcze nie była, a widok ze szczytu jest imponujący. Już sama Kozia Dolinka jest wyjątkowo piękna, to jeden z moich ulubionych tatrzańskich zakątków. Plany mamy określone, prognozy pogody są bardzo optymistyczne. 
Na Krzeptówkach (tam mamy kwaterę) wsiadam w pierwszy poranny autobus miejski (linia nr 11) o 5.44. Po drodze dołącza do mnie Basia i razem dojeżdżamy do ronda. Stamtąd już tylko 15 minut spaceru i jesteśmy w Kuźnicach. Na Halę Gąsienicową ruszamy niebieskim szlakiem przez Boczań. Mamy różne tempo (tzn. ja się wlekę ;)), więc spotykamy się tylko na postojach. Mimo wszystko dość szybko pokonujemy trasę do Murowańca, gdzie zatrzymujemy się na śniadanie. O tej porze bez problemu można znaleźć miejsca przy stoliku (może też nie bez znaczenia jest fakt, że to czerwiec), w schronisku tylko kilka osób, przeważnie wybierających się dalej. 


Dobrze znany szlak na Halę Gąsienicową przez Skupniów Upłaz


Przełęcz między Kopami - popularne miejsce na krótki odpoczynek


Widok na Giewont ze szlaku na Halę Gąsienicową


Tatrzańska flora



Takie widoki nigdy się nie nudzą


Tu bym zamieszkała ;)


Schronisko Murowaniec na tle Kościelca



Nadal niebieskim szlakiem idziemy dobrze nam znaną ścieżką do Czarnego Stawu. Chyba po raz pierwszy jestem tam przy tak słoneczniej pogodzie. Otoczenie Czarnego Stawu Gąsienicowego jest typowo wysokogórskie, zwykle jest tam zimno i dość mrocznie. Tym razem zarówno okoliczne szczyty jak i tafla stawu lśnią w promieniach słońca. W tych pięknych okolicznościach przyrody nie sposób się nie zatrzymać, choćby na zdjęcia. Robimy więc sobie i widokom sesję nad stawem, ale ponieważ nasze plany sięgają dzisiaj nieco wyżej, trzeba się ruszyć i jeszcze trochę powspinać. 


Widoki znad Czarnego Stawu Gąsienicowego


Kaczuszka z Czarnego Stawu


Sesja nad Czarnym Stawem ;)


Kwitnące kaczeńce nad stawem



Do Zmarzłego Stawu w dalszym ciągu prowadzi nas szlak niebieski, który dalej odbija na Zawrat, my zaś skręcamy w lewo na szlak żółty w kierunku Koziej Przełęczy. Schodzimy do Zmarzłego Stawu, gdzie czeka nas niespodzianka. Na naszej drodze leży, całkiem spory płat śniegu, przez który prowadzi nasz szlak. Właściwie nic takiego, ale śnieg topi się w oczach, a pod nim jest woda wypływająca ze Zmarzłego Stawu. Wiemy, że jego nazwa jest adekwatna do temperatury wody, więc nie mamy ochoty na niespodziewaną kąpiel. Pojawia się jednak grupa turystów, również zmierzająca na Zadni Granat. Po krótkiej naradzie bezproblemowo przechodzą przez płat śniegu, więc w końcu przechodzimy i my. 


Czarny Staw Gąsienicowy ze szlaku do Zmarzłego Stawu


Ścieżka nad Zmarzły Staw


Strumyczek przy szlaku nad Zmarzły Staw


Nad Zmarzłym Stawem


Płat śniegu do pokonania




Teraz czeka nas trochę używania rąk (nie są to jakieś duże trudności, trzeba tylko dobrze pilnować oznaczeń - my szłyśmy kawałek poza szlakiem), w międzyczasie szlak zmienia kolor - żółty biegnie na Kozią Przełęcz, a my wkraczamy na zielony i po chwili jesteśmy na progu Koziej Dolinki. Idziemy kawałek jej dnem i przy szlakowskazie (zielony szlak na Zadni Granat i czarny przez Żleb Kulczyńskiego) rozdzielamy się. Basia idzie na Zadni Granat wedle pierwotnych założeń, a ja czekam na nią w Koziej Dolince. Skąd taka zmiana planów? Szczerze mówiąc już za Czarnym Stawem zaczęła się w mojej głowie pojawiać myśl, że tak na prawdę z chęcią posiedziałabym dłużej w jakimś urokliwym miejscu, z pięknym widokiem. I miałam na to większą ochotę niż na wycieczkę na szczyt Zadniego Granatu. Wędrując z dziećmi nie zawsze możemy sobie pozwolić na dłuższy popas tam gdzie byśmy chcieli. Na łące, czy polanie, przy schronisku dzieci mogą sobie swobodnie pobiegać, a my możemy siedzieć i podziwiać widoki. Ale już w nieco trudniejszym terenie musimy zachować wzmożoną uwagę, syna zwykle trzymam za rękę, a oprócz tego jest do mnie przywiązany liną, córka jest w nosidle (a jeśli postój trwa dłużej to zaczyna w nim protestować). Tak na prawdę więc potrzebowałam wyjścia w miejsce, gdzie na razie nie mogę zabrać dzieci i dłuższego odpoczynku, najlepiej w otoczeniu wysokich szczytów, w miejscu mało uczęszczanym. Kozia Dolinka spełnia wszystkie te warunki, upewniwszy się więc, że Basia nie ma nic przeciwko samotnemu kontynuowaniu wycieczki, postanowiłam urządzić tam sobie dłuższy relaks. W sumie spędziłam w Koziej Dolince ok. 2 godzin - obserwowałam okoliczne szczyty, turystów podążających na Kozią Przełęcz, przechodzących przez zalegające tam jeszcze niebezpieczne płaty śniegu, ojca z ok. 12-letnim synem zawracających spod Żlebu Kulczyńskiego z powodu zalegającego tam śniegu, spacerowałam po dnie dolinki, robiłam zdjęcia i po prostu cieszyłam się bliskością gór. 


Otoczenie Zmarzłego Stawu


Zmarzły Staw z góry - ze szlaku do Koziej Dolinki


W tym miejscu się rozdzielamy - ja zostaję w Koziej Dolince


Czarne Ściany nad Kozią Dolinką


Widok z Koziej Dolinki na Kozi Wierch




Basia bez problemu weszła na Zadni Granat i zeszła do Koziej Dolinki. Wracamy razem tą samą drogą, znowu na chwilę gubimy szlak, płat śniegu nad Zmarzłym Stawem pokonujemy w dól biegiem. Krótkie postoje robimy nad Zmarzłym Stawem i w Murowańcu (teraz już znacznie bardziej tłocznym). Na Przełęczy między Kopami do zejścia do Kuźnic wybieramy dla odmiany żółty szlak przez Dolinę Jaworzynki. Schodzimy dość szybko i łapiemy busa do centrum, gdzie się rozstajemy - Basia ma kwaterę w pobliżu dworca, a ja wracam do swojej stęsknionej rodzinki. 


Babska wycieczka ;)


Nasz płat śniegu po kilku godzinach


Taka wycieczka bez dzieci była dobrym pomysłem, dała nieco oddechu, możliwości pobycia sam na sam z górami. Chodzenie z dziećmi jest super - pozwala na nowo odkrywać niektóre, dobrze znane zakątki, ale też udać się w miejsca, gdzie wcześniej było nam nie po drodze. Przekazywanie dzieciom swojej pasji miłości do gór i szacunku dla przyrody jest fascynujące i daje mnóstwo radości. Od czasu do czasu lubię wyjść w góry bez dzieci - mój mąż to na szczęście rozumie, dlatego udało mi się tak wyrwać już dwa razy, a w tym roku liczę na kolejne "wychodne" ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz