4 marca 2018

CZYM SKORUPKA ZA MŁODU NASIĄKNIE - CZYLI JAK ZACZĘŁA SIĘ I ROZWINĘŁA MOJA MIŁOŚĆ DO GÓR CZ.2


Wspomnień ciąg dalszy...
Osoby, które nie czytały części pierwszej lub chciałyby sobie ją przypomnieć, odsyłam do linku. Poprzedni wpis zakończyłam na wycieczce na Granaty - dla mnie subiektywnie najtrudniejszym szlaku, jaki dotychczas przeszłam. Ponieważ w większości przewodników Granaty polecane są na początek przygody z Orlą Percią, jako jeden z łatwiejszych jej odcinków, postanowiłam, przynajmniej na razie dać sobie spokój z próbami na innych fragmentach szlaku "tylko dla orłów". 

Kolejny rok - 2009 był w pewnym sensie przełomowy.  Część mojej ekipy z różnych powodów wymiękła lub zaczęła "strajkować". Pomimo ładnej pogody ciężko było namówić kogoś na dłuższe wycieczki. Zniechęcona marudzeniem znajomych odbywam swoje pierwsze samotne wyjścia. Chodzenie po górach solo ma swoje plusy i minusy. Jeżeli wybieramy polską stronę Tatr to na znakowanych szlakach niewiele jest takich miejsc, gdzie stosunkowo trudno spotkać innych turystów, więc w razie potrzeby pomocy nie zostaniemy zupełnie sami. Nieco inaczej wygląda to u naszych południowych sąsiadów, gdzie ruch turystyczny jest mniejszy, a zdarzają się szlaki, gdzie podczas wielogodzinnej wędrówki spotkamy najwyżej kilka osób. Niezależnie od tego gdzie się wybieramy powinniśmy pamiętać o poinformowaniu kogoś bliskiego o wyjściu i rejonie Tatr, w który się udajemy, a także planowanym powrocie. Do plusów takich wędrówek niewątpliwie należy swoboda w wyborze trasy i  możliwość jej zmiany w trakcie bez konieczności konsultowania tego z innymi uczestnikami. Nie narażamy się też na narzekanie towarzystwa na długość i trudności obmyślonej przez nas wycieczki. Ponadto mamy możliwość obcowania sam na sam z przyrodą, bo nawet na uczęszczanych szlakach zwykle możemy być przez chwilę sami (zakładając, że nie jest to Morskie Oko w szczycie sezonu ;)). Z kolei minusami są: brak możliwości rozmowy w czasie wycieczki, konieczność proszenia obcych ludzi o zrobienie zdjęcia (lub walka z samowyzwalaczem), w przypadku rozładowania telefonu lub braku zasięgu zdanie na "łaskę" innych turystów.  Mnie te minusy nie zraziły i polubiłam nawet wycieczki solo. Preferuję jednak chodzenie w dobrym towarzystwie, obecnie najchętniej ze swoją rodziną (mężem i dwójką dzieci), świetnymi towarzyszkami wędrówek są też moja siostra i mama. 

Wracając do roku 2009, pierwszym większym wyjściem było powtórzenia wycieczki na Czerwony Wierchy - tym razem postanowiłam zabrać tam znajomych. Wybraliśmy nieco inną trasę, od schroniska na Hali Ornak zielonym szlakiem przez Dolinę Tomanową zdobyliśmy Ciemniak, następnie granią doszliśmy do Małołączniaka i odpuszczając tym razem Kopę Kondracką zeszliśmy niebieskim szlakiem do Przysłopu Miętusiego. Jeśli chodzi o wejście na Ciemniak, była to zmiana zdecydowanie na lepsze - podejście przez Dolinę Tomanową jest ciekawsze, bardziej urozmaicone i wydaje się łagodniejsze (jest za to nieco dłuższe). Ta wycieczka, choć bardzo się wszystkim podobała, unieszkodliwiła część mojej ekipy na kilka dni (kontuzje kolan). 


Szlak na Ciemniak przez Dolinę Tomanową




Widoki z góry


W związku z powyższym, kolejną wycieczkę odbyłam samotnie, jako cel obierając słynącą z pięknej panoramy Przełęcz Krzyżne, na którą już od dawna miałam "chrapkę". Nie zawiodłam się - zdecydowałam się na wejście przez Dolinę Pańszczycy, dzięki czemu po osiągnięciu przełęczy czekał mnie efekt "wow" - panorama odsłania się tuż przed oczami. Dla urozmaicenia i nowych wrażeń zeszłam do Doliny Pięciu Stawów. Przełęcz Krzyżne stała się jednym z moich ulubionych szlaków - ze względu na przepiękny widok, a także możliwość odwiedzenia dwóch urokliwych dolin - Gąsienicowej i Pięciu Stawów. 


Szlak na Krzyżne z Hali Gąsienicowej


Panorama z Krzyżnego - trochę w chmurach


Zbliżenie na Rysy i Wysoką




Wielki Staw Polski i Siklawa widziane z góry



Na kolejną wycieczkę wybrałam się już z mamą i koleżanką. Poszłyśmy na Zawrat (tym razem z trudniejszej strony, od Hali Gąsienicowej), następnie, po konsumpcji na wpół mrożonych kanapek (temperatura nie rozpieszczała, pomimo sierpnia) zdecydowałyśmy się na kontynuowanie wycieczki w stronę Świnicy. Po osiągnięciu wierzchołka zeszłyśmy do Przełęczy Liliowe i stamtąd, zupełnie już łatwym chodniczkiem na Hale Gąsienicową. To była wspaniała wyprawa, ale zapadła nam w pamięć nie tylko ze względu na adrenalinę przy wspinaczce i atrakcyjność widokową. Przy wejściu na Zawrat tworzyły się gigantyczne zatory na łańcuchach, co wydłużyło czas podejścia na przełęcz prawie trzykrotnie. Miało to później swoje konsekwencje - z Hali Gąsienicowej do Kuźnic schodziłyśmy już w ciemnościach, słysząc za plecami niepokojące pomruki. I oczywiście przyświecając sobie telefonami komórkowymi, bo żadna z nas w swym geniuszu nie pomyślała o zabraniu latarki... Cóż, człowiek uczy się całe życie... Najważniejsze , że wyprawa zakończyła się szczęśliwie, a my mamy o czym opowiadać ;)



Figura Matki Boskiej pod Zawratem widoczna ze szlaku - figurkę umieścił w skale ks. Walenty Gadowski


Z Zawratu




Ze szlaku Zawrat - Świnica



Panorama ze Świnicy




W sierpniu 2009 roku odbyłyśmy z mamą jeszcze jedną większą wycieczkę - na Kopę Kondracką i przez Suche Czuby na Kasprowy Wierch, już bez większych przygód. Za to trasa zostawiła w mojej głowie niezwykle miłe wspomnienia, na tyle miłe, że od tego czasu powtórzyłam odcinek Kopa - Kasprowy jeszcze dwukrotnie.



Fragment szlaku Kopa Kondracka - Kasprowy Wierch


Trasa cały czas oferuje nam piękne widoki








Rok 2010 był rokiem pod znakiem wielu wycofów, które podobno nigdy nie przynoszą ujmy ;) 
W pierwszych dniach pobytu wybrałam się sama do jednej ze swoich ulubionych dolin - Dolinki za Mnichem. Pogoda była piękna, a zapas czasu duży, więc nogi jakoś same poniosły mnie na nieznacznie oddaloną przełęcz - Wrota Chałubińskiego. Widok z przełęczy, może nie powala na kolana aż tak jak panorama z Krzyżnego, ale ma swój urok, w dole połyskują stawy Ciemnosmreczyńskie (zejście na stronę słowacką jest niestety wzbronione). Szlak na Wrota nie jest trudny, ale w zejściu bywa upierdliwy - tworzą go głównie piargi, które podczas schodzenia osuwają się spod nóg, w rezultacie część drogi schodziłam na tyłku ;)

W dole Staw Ciemnosmreczyński


Widoki z Wrót Chałubińskiego






Kolejną wycieczką była Przełęcz Krzyżne. Tu cel udało się zrealizować, choć tym razem niestety widoki z przełęczy były dość ubogie - chmurzyska przesłoniły najpiękniejszą część panoramy. Dodatkowo temperatura spadła w okolice zera, szybko ewakuowaliśmy się w stronę Doliny Pięciu Stawów z nadzieją na ocieplenie. O naiwności! W dolinie było równie zimno, w dodatku o miejscu przy schroniskowym stoliku w środku można było tylko pomarzyć. Szarlotkę z gorącą herbatą konsumujemy na stojąco i ruszamy w dół Roztoką. 


"Powalające" widoki z przełęczy na stronę Doliny Pięciu Stawów...


... a takie na stronę Hali Gąsienicowej




Coś tam się przejaśnia...




Kolejnego dnia w planach był między innymi Żleb Kulczyńskiego i fragment Orlej Perci do Zadniego Granatu. Przy wejściu do żlebu skapitulowałyśmy, a złożyły się na to dwa czynniki - woda spływająca strumieniem po szlaku skrajnie utrudniająca wejście w skały i pogłębiająca się kontuzja ścięgna Achillesa u koleżanki. Po wycofie włazimy jeszcze na Karb z zamiarem podjęcia próby zdobycia Kościelca, ale silny wiatr na przełęczy i osłabienie części ekipy odwodzi nas od tego pomysłu, podziwiamy więc tylko widoki z Karbu i schodzimy do Zielonej Doliny Gąsienicowej. Uszkodzenie ścięgna Achillesa u koleżanki okazuje się na tyle poważne, że ląduje w szpitalu na oddziale ratunkowym, z którego wychodzi z gipsem i zakazem dalszych wędrówek. Tak ekipa pomniejszyła się o jedną osobę.

Na szlaku do Koziej Dolinki


Okolice Dolinki Koziej



W uboższym o jedną duszyczkę składzie wybraliśmy się na stronę słowacką. Wycieczkę rozpoczęliśmy w Tatrzańskiej Jaworzynie, niedaleko przejścia granicznego na Łysej Polanie. Celem była Lodowa Przełęcz (na którą oczywiście nie udało się wejść). Najlepsze co zapamiętałam z tej wycieczki to Jaworowy Ogród - wyjątkowo urokliwy zakątek, w dodatku prawie zupełnie odludny. Nieco powyżej tego cudnego miejsca moja towarzyszka słabnie i oświadcza, że wyżej nie jest w stanie iść. Zgadza się zostać i poczekać. Ze znajomym idę jeszcze kawałek do góry, ale po krótkiej naradzie zawracamy - do przełęczy jeszcze co najmniej 1,5 godziny, do tego zejście, Dolina Jaworowa jest mało uczęszczana, a koleżanka źle się czuła. Do tego przypominamy sobie straszną i tajemniczą historię Kaszniców z "Tragedii tatrzańskich"... Kolejny wycof w tym roku... Dzień nie był jednak stracony - Dolina Jaworowa stanie się jedną z moich ulubionych, a Jaworowy Ogród będzie miejscem, do którego z chęcią powrócę.

Jaworowy Ogród


Ze szlaku w stronę Lodowej Przełęczy z Doliny Jaworowej



Ostatnią poważniejszą wycieczką w tym sezonie jest moje samotne wejście na Kozi Wierch z Doliny Pięciu Stawów Polskich. Do schroniska towarzyszy mi koleżanka, z uwagi jednak na jej kiepską kondycję i nieustanne marudzenie doradzam jej odpoczynek w schronisku przy szarlotce, a sama udaję się czarnym szlakiem na Kozi Wierch - najwyższy szczyt leżący w całości po stronie polskiej. To najłatwiejsze możliwe wejście prowadzące na ten szczyt i nie nastręcza większych trudności, jedynie pod sam koniec, gdy szlak łączy się z Orlą Percią mamy elementy wspinaczki, które stanowią miłe urozmaicenie dość mozolnego i monotonnego w dolnej części szlaku. Panorama z Koziego Wierchu jest jedną z najpiękniejszych jakie miałam okazje w swoim życiu zobaczyć. Na szczycie spędzam trochę czasu - rozkoszuję się widokami, w spokoju konsumuję drugie śniadanie, robię zdjęcia, nie chce mi się schodzić... Pomimo kilku wycofów i nie zawsze rewelacyjnej pogody, wyjazd był jednak udany i niepozbawiony nowych doświadczeń.


Panorama z Koziego Wierchu







Kozica na Kozim ;)




W roku 2011 odwiedziłam Tatry dwa razy - zimą na weekend w lutym (zdobyłam tylko Halę Gąsienicową) i jak zwykle latem. Tym razem w wędrówkach towarzyszył mi po raz pierwszy mój mąż (wtedy jeszcze narzeczony), skupiłam się więc na tym, aby jak pokazać mu jak najwięcej pięknych zakątków i zarazić już na zawsze miłością do Tatr (gdyby to się nie udało to ciężko by nam się razem żyło ;)) 
Po lekkim rozchodzeniu zdobywamy więc słynny Giewont (ja po raz drugi) przedłużając sobie wycieczkę o Kopę Kondracką i Kasprowy Wierch - spory kawałek Tatr Zachodnich. 





Wybieramy się też na Szpiglasową Przełęcz z nad Morskiego Oka i schodzimy z niej do Pięciu Stawów (przy okazji też zaliczamy wierzchołek Szpiglasowego Wierchu - wejście pozaszlakowe, ale legalne). 

Podejście na Szpiglasową Przełęcz z nad Morskiego Oka


Na Szpiglasowej Przełęczy


Widok ze Szpiglasowej Przełęczy w stronę Doliny Pięciu Stawów


Schronisko w "Piątce" z góry



Robimy także dwa wypady na Słowację - pierwszego dnia do Doliny Białej Wody (która dołączy do listy moich ulubionych tatrzańskich dolin) i Doliny Rohackiej - podziwiamy Wodospad Rohacki i Rohackie Stawy (ciągnie nas, żeby powtórzyć tę wycieczkę z dziećmi). 

Dolina Białej Wody


Dolina Rohacka


Rohacki Staw




Ten sierpniowy wyjazd był ostatnim przed dłuższą przerwą w tatrzańskich wędrówkach - przerwą spowodowaną kilkoma ważnymi zmianami w życiu (ślub, narodziny dwójki dzieci) i utratą na pewien czas płynności finansowej ;) Na szczęście po pięciu latach przerwy udało się powrócić na szlaki, tym razem już z dziećmi, którym staramy się przekazać naszą pasję tak jak kiedyś moi rodzice mnie i mojej siostrze. Póki co całkiem nieźle się to udaje, Michaś i Zuzia mają bogatsze górskie CV niż ja w ich wieku ;)
Tatry są obecne w moim życiu praktycznie od zawsze. I myślę, że zawsze będą, mają już stałe miejsce w moim sercu. Jeśli nadejdzie taki moment, że nie będę w stanie już nigdzie się wdrapać - pozostaną mi zdjęcia i piękne wspomnienia (chyba, że dotknie mnie Alzheimer, chociaż podobno przy tej chorobie lepiej pamięta się wydarzenia sprzed lat niż te sprzed kilku minut...)
Kończąc ten wpis dziękuję moim rodzicom i dziadkom za pokazanie piękna jedynych w Polsce gór o charakterze alpejskim i przekazanie cudownej i rozwijającej pasji, a także mojemu mężowi za dzielenie tej pasji i zaangażowanie w planowaniu kolejnych wyjazdów oraz naszym dzieciom za to, że też pokochały Tatry :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz