18 października 2018

OWIECZKI, DZWONECZKI, OSCYPECKI, CZYLI STARA DOBRA RUSINOWA


Kolejnego dnia znów cudowna pogoda od rana. Jesteśmy jednak świadomi, że po wczorajszym dzieciaki mogą nie mieć ochoty na dłuższą wędrówkę, ponadto plecy taty też muszą odpocząć ;) Nie zamierzamy jednak zmarnować tak pięknego dnia siedzeniem w Zakopcu, ani jakimiś spacerami pod Reglami (gdzie jest zupełnie przyjemnie, ale można sobie to zostawić na gorszą pogodę), zwłaszcza, że prognozy pokazują pogorszenie od jutra. 


Po krótkiej naradzie postanawiamy odwiedzić Rusinową Polanę. Byliśmy tam w czerwcu, ale pogoda pozostawiała wtedy wiele do życzenia - było bardzo zimno, wysoko w górach spadł śnieg, zobaczyliśmy niezbyt wiele, a tuż przed polaną złapała nas ulewa. Tym razem pogoda jest wymarzona na podziwianie widoków i dłuższy wypoczynek na polanie. Podjeżdżamy więc do Wierch Porońca i dobrze znanym szlakiem ruszamy do góry (do góry tylko przez chwilę, bo teren zaraz się "kładzie" i idziemy praktycznie po płaskim). Ten wariant dojścia na Rusinową jest najłatwiejszy, najbardziej widokowy i właściwie nie ma się gdzie zmęczyć - po nieco ponad godzinie jesteśmy już przy bacówce. Zaopatrujemy się tam w świeżutkie, ciepłe oscypki i polujemy na wolne miejsce przy stoliku. Po chwili coś się luzuje i możemy zjeść śniadanie w warunkach luksusowych - na świeżym powietrzu, z piękną panoramą przed oczami i przy stole ;) Oczywiście robimy też mnóstwo zdjęć - m.in. udaje mi się uchwycić moment kiedy akurat nasze dzieci się nie biją, ani nie przepychają tylko obejmują jak na kochające się rodzeństwo przystało. Tym zdjęciem wygrałam konkurs Ceperskiego Przewodnika po Tatrach na zdjęcie tygodnia - w nagrodę otrzymałam tenże przewodnik, którego recenzję pewnie kiedyś tu zamieszczę ;) 

Tatry Bielskie - widok z Wierch Porońca






Konkursowe zdjęcie :)


Idziemy też trochę dalej, aż do ogrodzenia, żeby sfotografować góry bez przypadkowych osób w kadrze. Trafiamy akurat na monet kiedy baca przechodzi w pobliżu ze swoimi owieczkami - dla dzieci  to fantastyczna atrakcja. Trochę groźnie wyglądający, ale w gruncie rzeczy bardzo miły właściciel stada pozwala owce nawet pogłaskać. 



























Bacówka z najpyszniejszymi oscypkami


Dzieciaki ciężko potem odciągnąć od zwierząt, ale stado musi iść dalej. My też po chwili się zbieramy - schodzimy przez Wiktorówki do Zazadniej. Robimy jeszcze postój przy Sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr. Niestety nie udaje nam się tym razem wejść do kościółka, bo akurat trwa ślub, ale za to robię dokumentację fotograficzną miejsca pamięci (odpowiednik słowackiego Cmentarza Symbolicznego pod Osterwą). Zatrzymuję się na chwilę przy tablicy Olgi - dobrze znanej w górskim środowisku ze wspaniałych zdjęć i opisów wędrówek po trudnych (czasem zakazanych) terenach. Nie znałam jej osobiście, ale często przeglądałam i podziwiałam jej galerie w internecie, kojarzę ją też z forum turystyki górskiej. Od jej śmierci minęły już trzy lata... Poniżej kilka zdjęć z Wiktorówek:



Tabliczka ś.p. Olgi














Po chwili zadumy przy miejscy pamięci ruszamy dalej w dół, po godzinie docieramy do Zazadniej, gdzie czeka nas jeszcze zejście do przystanku szosą i oczekiwanie na busa - niewiele ich się tu zatrzymuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz