4 czerwca 2020

TATRY LUTY 2020 CZ. 4 - RUSINOWA POLANA W SŁOŃCU I ŚNIEŻYCY


Na koniec pobytu znowu poprawia nam się pogoda. Poranek jest słoneczny i mroźny, zbieramy się więc sprawnie i już po 8 jesteśmy na dworcu. Tym razem nie ma problemu z busem, do Wierch Porońca dojedziemy jednym z tych, które kierują się na Palenicę. 


Dojeżdżamy do celu i po wykonaniu niezbędnych manewrów z płaceniem kierowcy, zapinaniem plecaka i ubieraniem kurtek możemy ruszać. Wejście mamy za free - budka z biletami w zimie jest zamknięta. Widoczność fantastyczna, zmrożony śnieg skrzypi pod butami, idzie się bardzo przyjemnie. W nieco ponad godzinę docieramy na Rusinową Polanę - znamy ja dobrze, co nie przeszkadza za każdym razem na nowo zachwycić się widokami. To zdecydowanie jedną z lepszych panoram, która można się cieszyć pokonując tak krótką i łatwą (również zimą) trasę. Na polanie rozkładamy się na drugie śniadanie i odpoczynek przy jednym ze stołów, robimy też kilkadziesiąt zdjęć. W międzyczasie pogoda płata nam małego figla - zrywa się wiatr i pojawia się coraz więcej chmur spowijających szczyty. Momentalnie robi nam się zimno, trzeba się ruszyć. 








































Widać, ze pogoda się psuje

Planujemy zejść na Palenicę okrężną drogą, przez Polanę pod Wołoszynem, idziemy więc kawałek szlakiem niebieskim w prawo. Ten fragment jest dla nas dość upierdliwy, chmurzy się na dobre, zaczyna sypać śnieg, który zawiewa nam do oczu, poza tym zaspy na tym odcinku powodują, co parę kroków zapadamy się w śniegu. Na szczęście kiedy odbijamy na szlak czarny stan ścieżki nam się poprawia i idzie się znacznie lepiej. W rakach, bo miejscami bywa bardzo ślisko. Przestaje sypać i chmury się rozwiewają więc możemy znowu podziwiać widoki. Mijamy Polanę pod Wołoszynem i schodzimy czerwonym szlakiem trochę poniżej Wodogrzmotów Mickiewicza. Na asfalcie ściągam raki (uznałam że nie będę się wygłupiać, skoro tam w kozakach śmigają), żeby zaraz tego pożałować. Cudem udaje mi się uniknąć gleby 😉 Zerkamy tęsknię w stronę Doliny Białej Wody - znów jest ładna pogoda, za drzewami widzimy więc fragment jej otoczenia. 

Takiego kolegę mijamy po drodze ;)







Góry znów się pokazały







Schody na końcu szlaku - lodowisko ;)



Otoczenie Doliny Białej Wody

Schodzimy do parkingu, łapiemy busa i wracamy do Zakopanego. Wieczorem wychodzimy jeszcze na pożegnalną kolację do Siuchajska. 
W niedzielę po południu musimy wracać, czasu starcza nam więc tylko na pójście do kościoła i krótki spacer w okolice regli pomiędzy pakowaniem. 





Pogoda znowu się psuje, robi się deszczowo, a więc nici z pożegnalnych widoków. Podróż powrotna pociągiem przebiega bez zakłóceń, po 22 jesteśmy w domu. Jeszcze wtedy nie spodziewaliśmy się, że będzie to ostatni górski wypad przed tak długą przerwą, snuliśmy plany na wiosnę, która przesiedzieliśmy w domu. Mamy jednak nadzieję już wkrótce powrócić na szlaki...


Do następnego razu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz