29 kwietnia 2020

TATRY LUTY 2020 CZ. 2 - HALA GĄSIENICOWA


Kiedy dzwoni budzik jest jeszcze ciemno. Szykujemy się do wyjścia, w międzyczasie kontrolując pogodę na kamerkach. Wszystko wskazuje na to, że prognozy się sprawdzą i czeka nas piękna lampa. 

Podjeżdżamy autobusem do centrum, gdzie chcemy przesiąść się na busa. Tu napotykamy na mały problem. Planowaliśmy dostać się do Brzezin jednym z busów na Morskie Oko, w zeszłym roku nie było z tym problemów, w końcu i tak w większości tamtędy jadą. Wszyscy kierowcy uparcie jednak twierdzą że jest to niemożliwe, bo jadą inną trasą. Jest to oczywiście bzdura wymyślona chyba po to, by nie zabierać turystów, którzy chcą wysiąść wcześniej, bo to mniejszy zysk... Odsyłają nas na stanowisko 4 skąd odjeżdżają kursy rozkładowe. Rzeczywiście na tablicy figuruje połączenie do Murzasichla, którym można też dojechać do Brzezin, pojawia się też sympatyczny kierowca że wschodnim akcentem, który potwierdza, że za chwilę pojedziemy. Podwozi nas do przystanku kilkanaście metrów od początku szlaku w Brzezinach, pozostaje nam przejść ten kawałek szosą i możemy startować w górę. Wejście do tpn znów mamy za darmo, w zimie budka z biletami jest tutaj zamknięta. Szlak na Halę Gąsienicową drogą dojazdową do schroniska jest oczywiście średnio ciekawy, a w dolnych partiach maksymalnie nudny. W zimie jednak przynajmniej irytujące kocie łby są pod śniegiem, a podejście to nadaje się najlepiej na wycieczkę z dziećmi i na sanki. Tempo mamy raczej ślimacze, bo dzieciaki co parę kroków muszą się zatrzymać, a to żeby pomacać śnieg, a to pobawić się kijkiem... Przy Psiej Trawce robimy postój na jakieś jedzonko, nie da się zbyt długo siedzieć bez ruchu, bo robi się zimno, nadchodzą jakieś takie niefajnie chmury i ogólnie pogoda się kisi. Idziemy jednak dzielnie dalej do góry, chociaż chmur przybywa i zaczyna z nich nawet sypać. Mamy jednak nadzieję, że się przewieje, w końcu prognozy przewidywały dzisiaj piękne słońce. Poza tym nie będziemy się teraz wracać, bo to bez sensu  w najgorszym razie zobaczymy wielkie nic. Do Murowańca docieramy nieco umęczeni i zniechęceni brakiem widoków. W schronisku tłoczno jak zwykle, choć nie tak jak latem, udaje nam się nawet znaleźć miejsca siedzące, możemy w spokoju ogrzać się i posilić. To nasza pierwsza wizyta w Murowańcu po remoncie, na stołówce nie zauważamy dużych zmian, może nieco szersze menu, nadal drogo. Za to łazienki to luksus, warunki niemalże hotelowe (i takie też ceny noclegu...) 











W międzyczasie na dworze nieco się przejaśnia, podchodzimy więc kawałek powyżej schroniska na zdjęcia. Ładnie się przewiało i nawet słoneczko wygląda, od razu więc robi się cieplej. Trochę się wahamy czy nie przedłużyć sobie wycieczki o Czarny Staw, ale trochę już późno, trzeba jeszcze wrócić. Poza tym siedzi mi w głowie historia Karłowicza, a nie wiem czy zimowy wariant szlaku jest na tyle wydeptany, żebyśmy go odnaleźli. Poprzestajemy więc na sesji zdjęciowej i pomału szykujemy się do zejścia. 

























Większość trasy do Psiej Trawki zjeżdżam z dziećmi na sankach (czerpiąc tego nie mniejszą frajdę od nich). Po krótkiej dyskusji postanawiamy schodzić do Cyhrli. Wydłużamy w ten sposób trasę o jakieś pół godziny, ale dzięki temu nie będziemy musieli łapać transportu w Brzezinach, z Cyhrli odjeżdża nasz autobus na Krzeptówki. Wybrany przez nas odcinek szlaku jest miejscami stromy i wyślizgany, przydają nam się raki. Po drodze Zuzia zalicza małą awarię i muszę ja przebrać, na środku zaśnieżonego szlaku - to utwierdza mnie w przekonaniu, że poradzę sobie w każdej sytuacji 😉 Przez ten postój ostatni odcinek trasy pokonujemy już niemal biegiem, w biegu ściągamy też raki, chcemy zdążyć na najbliższy autobus. Docieramy do przystanku zdyszani, i czekamy jeszcze dobre 10 minut (autobus okazuje się spóźniony). Dojeżdżamy na Krzeptówki, ogarniamy drobne zakupy w delikatesach i do domu. Jutro planujemy jakaś krótszą, relaksującą wycieczkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz