2 października 2018

ADRENALINA W STĘŻENIU MAKSYMALNYM, CZYLI GRANATY - SIERPIEŃ 2008


Zdecydowanie najbardziej emocjonująca i dla mnie najtrudniejsza z odbytych dotychczas tatrzańskich wycieczek. Granaty wymarzyłam sobie już kilka lat wcześniej - wyjątkowo okazale prezentują się z Hali Gąsienicowej. Ponadto po lekturze Tragedii tatrzańskich chciałam naocznie sprawdzić czy rzeczywiście tak łatwo zgubić się na Granatach, zerknąć z góry na trawiaste zbocze, które skusiło ofiary Żlebu Drege'a... 


Na wycieczkę zabrała mnie mama - było fantastycznie, ale muszę przyznać, że była to chyba granica moich możliwości, wtedy pierwszy raz na prawdę się bałam w Tatrach. Spotkałam się z opinią, że to jeden z łatwiejszych fragmentów Orlej Perci - jeśli tak jest w istocie to nie wiem czy kiedykolwiek zdecyduję się na przejście całości. Największe problemy sprawiło mi zejście z Pośredniego Granatu na Skrajną Sieczkową Przełączkę. Słynna szczelinka też była emocjonująca ;) Poniżej wspomnienia utrwalone na zdjęciach:































































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz