30 sierpnia 2018

TO NIE DO KOŃCA TAK MIAŁO BYĆ... CZ.7 - MORSKIE OKO NA KONIEC POBYTU


Pogoda podobna jak wczoraj, mimo wszystko wybieramy się nad Morskie Oko. Dojeżdżamy busem do Palenicy i ruszamy dobrze znanym asfaltem w górę. 


Zuzia jedzie we wózku, dzięki temu tempo mamy równe z czasami mapowymi. Na Włosienicy dogania nas Basia, która wyszła z domu trochę później. Zaczyna lać, chcemy więc jak najszybciej dotrzeć do schroniska, pomimo kurtek przeciwdeszczowych, peleryn i pokrowców i tak jesteśmy mokrzy. W schronisku prawdziwy armagedon - miejsca można znaleźć tylko na schodach u góry. I tak mamy szczęście, bo akurat zwalniają się tam miejsca siedzące. Suszymy się, jemy śniadanie i zerkamy w okno wyczekując przejaśnień. Po około godzinie przestaje padać - wybiegam więc na werandę schroniska zrobić trochę zdjęć i obserwuję lot śmigłowca oraz desant ratowników w okolicach Kazalnicy Mięguszowieckiej. Śmigłowiec leci tam aż trzy razy, po czym zawraca w stronę Zakopanego. Podejrzewamy, że to jakaś poważniejsza akcja (już w domu okazuje się, że były to na szczęście tylko ćwiczenia). 

Zuzia miała najlepszą miejscówkę ;)


Po deszczu


Helikopter leci w rejon Kazalnicy


Ćwiczenia TOPRu


Niżnie Rysy i Rysy - z tej perspektywy wyglądają dość marnie...


Mała sesja nad Morskim






Będzie jeszcze padać czy już nie?



Pogoda się poprawia, wychodzi nawet słoneczko, ruszamy więc tyłki ze schroniska w stronę Czarnego Stawu. Tempo mamy jednak dość ślimacze (Zuzia nie ma ochoty siedzieć w nosidle, a idąc na nóżkach zatrzymuje się średnio co 2 kroki ;)), a że sporo czasu zmitrężyliśmy w schronisku czekając na poprawę pogody, powoli dociera do nas, że jest już dość późno. Dodatkowo znowu zaczyna się chmurzyć i straszyć kolejnym deszczem. Przy skręcie nad Czarny Staw rozdzielamy się więc - Basia idzie wyżej, my chwilę jeszcze siedzimy i pomału okrążamy Morskie Oko - obserwujemy jeszcze ciąg dalszy ćwiczeń ratowników. 

Sesji ciąg dalszy ;)


Mnich w oknie pogodowym





Obowiązkowe zdjęcie przy szlakowskazie


Mała turystka


Schronisko z nieco innej perspektywy


Przy schronisku spotykamy się z Basią, jako, że póki co pogoda się utrzymuje, zjadamy resztę swoich zapasów i pomału schodzimy. Dzieci na zmianę korzystają z wózka, chwilami jadą nawet razem. Na Włosienicy fiakrzy proponują przejazd wozem konnym. Chyba nie mają chętnych, bo chcą nas podwieźć za 10 zł, a dzieci za darmo. Nie mamy jednak sumienia wykorzystywać biednych zwierząt, mamy własne nogi i jesteśmy zdrowi, więc grzecznie dziękujemy i ruszamy pieszo. Za Wodogrzmotami Mickiewicza znowu zaczyna kropić, a dosłownie parę kroków przed Palenicą dopada nas ulewa - do busa wsiadamy więc znowu lekko zmoczeni. 

Słoneczko wyszło :)


Orzechówka złodziejka


Kilka zdjęć Basi z nad Czarnego Stawu (udostępnionych oczywiście za jej zgodą):
















Na jutro nic już nie planujemy - to nasz dzień odjazdu, w dodatku pogoda ma się jeszcze pogorszyć. Żegnamy się z Basią, która zostaje jeszcze do piątku i wracamy się pakować.

Rano pogoda jest nawet znośna, już myślimy, żeby jednak po spakowaniu gratów wybrać się chociaż do jakiejś doliny, ale w południe znowu zaczyna padać, idziemy tylko na spacer do miasta, po ostatnie zakupy, wracamy przemoknięci. Basia wybrała się dziś na basen - my też mamy basen z biczami wodnymi i to za darmochę ;) Suszymy się, przebieramy, żegnamy naszą gospodynię i między jednym deszczem, a drugim wychodzimy na pociąg. Po 19 ruszamy z zakopiańskiego dworca w stronę Katowic - ja już z głową pełną pomysłów jak tu wykombinować kolejny wyjazd, choćby króciutki ;) 

Podsumowanie: Tym razem po dwutygodniowym pobycie pozostał niedosyt - z planów przed wyjazdem nie udało się w pełni zrealizować ani jednej wycieczki... Najbliżej celu byliśmy w Dolinie Białej Wody, ale nad Litworowy Staw nie dotarliśmy. Wiele planów pokrzyżowała nam pogoda, częściowo też choroba Michasia. Cieszymy się jednak jak zawsze z czasu spędzonego w ukochanych górach i snujemy plany na kolejne wyprawy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz