23 sierpnia 2018

TO NIE DO KOŃCA TAK MIAŁO BYĆ... CZ. 6 - SIKLAWICA Z NIEBA I PORYWAJĄCE WIDOKI NA ORNAKU


Niedziela wita nas nieco lepszą pogodą niż wczoraj - nadal jest chłodno, ale przegląda też słoneczko (choć oczywiście mamy też przelotne opady). 

Po kościele wybieramy się na spacer Drogą pod Reglami do wylotu Doliny Strążyskiej. W międzyczasie umawiamy się tam z Basią i decydujemy się wspólnie przejść dolinę, chodzi nam też po głowie Sarna Skała, w zależności od warunków. W połowie doliny zaczyna znowu padać, Giewont raz widać a raz nie. Sarnią odpuszczamy - w deszczu może być tam bardzo ślisko, ale podchodzimy jeszcze do Wodospadu Siklawica. Nie zabawiamy tam długo - pamiątkowa fotka pod wodospadem, chwila oddechu i powrót. Za znakiem "zakaz przejścia" wypatruję ścieżki, która podobno prowadzi pod ścianę Giewontu i owiany złą sławą Żleb Kirkora. Chętnie zobaczyłabym go  bliska, ale to trasa na inną pogodę i raczej nie dla dzieci. 

Giewont z dojścia do Drogi pod Reglami


Dolina Strążyska


"Mama, zdjęcie!"


Polana Strążyska pomiędzy jednym deszczem, a drugim


Wodospad Siklawica


Towarzyska sójka


Chyba gdzieś tam idzie się pod ścianę Giewontu...


Wracamy doliną do jej wylotu i schodzimy do centrum. Rozdzielamy się z Basią, po wcześniejszym umówieniu się na wspólne oglądanie u nas dzisiejszego meczu o wszystko. Mecz okazuje się totalną porażką, nie sposób przetrawić tego na trzeźwo ;) Mamy nadzieję na bardziej sprzyjające warunki do wędrowania jutro (choć prognozy nie są zbyt optymistyczne). Chcemy z Basią spróbować wejść na Starorobociański Wierch przez Ornak od Kościeliskiej (Marcin z  dziećmi ma czekać na nas w dolinie).

Po wczorajszym meczu jakoś opornie nam idzie zbieranie się i w efekcie dopiero po 9 jestem w Kościeliskiej. Muszę jeszcze podstępem zniknąć z oczu swoim dzieciom - idą powoli z tatą i dogonić Basię, która wystartowała nieco wcześniej. Płaski odcinek doliny pokonuję w rekordowym tempie, niemal biegiem. W schronisku robimy sobie krótką przerwę śniadaniową i ruszamy na Przełęcz Iwaniacką - na razie nie leje, jest tylko trochę błota. Dalej ruszamy szlakiem zielonym na Ornak. Patrząc na zegarek staje się dla nas jasne, że ze Starorobociańskiego nici, ale chcemy chociaż dojść do Siwych Skał. Po drodze zaczyna padać i to całkiem konkretnie, w dodatku okoliczne szczyty spowija bielutka mgła, która schodzi coraz niżej. Mijamy kilka osób schodzących - rozwiewają nasze nadzieje na jakiekolwiek widoki z góry. Idziemy jeszcze trochę w górę, ale ok. pół godziny przed głównym wierzchołkiem Ornaku zawracamy. Żal nam, ale pogoda jest coraz gorsza, widoki są po prostu żadne, a szlak robi się stromy (trochę obawiamy się zejścia) i obie nie widzimy w dalszej wędrówce większego sensu. W dodatku nie ma zasięgu, więc nie mogę skontaktować się z resztą. 

Początki były całkiem obiecujące...


Ze szlaku na Przełęcz Iwaniacką


Na Iwaniackiej coś jeszcze było widać...


Zaczyna padać, pora ubrać kurtkę


Mgły spowijają wszystko wokół


I tyle zostało z widoków...


Panorama z grzbietu Ornaku zwala z nóg ;)


Fragment podejścia na Ornak


Schodzimy szybko, ale ostrożnie


Schodząc spotykamy kilka osób niezrażonych kiepskimi warunkami i pnących się wytrwale do góry, między innymi chłopaka z rowerem na plecach... Nie wyglądał na samobójcę, a w kronice TOPRu brak wzmianek o wypadku rowerowym w Tatrach, więc mamy nadzieję, że cokolwiek z tym rowerem robił, dotarł szczęśliwie na dół... Na Iwaniackiej już nawet się nie zatrzymujemy, w deszczu schodzimy do schroniska. Rozglądam się za Marcinem i dzieciakami, ale nigdzie ich nie widzę, domyślamy się więc, że zaczęli schodzić (zasięgu nadal brak). Nie siedzimy więc długo, deszcz przestaje padać, przebieram mokrą bluzkę na suchy polar i ruszamy w stronę Kir. W okolicach Polany Pisanej łapiemy w końcu zasięg. Udaje mi się dodzwonić do Marcina, są kawałek przed nami, byli przy Smreczyńskim Stawie, potem chwilę w schronisku, ale z nudów zaczęli schodzić. Spotykamy się z nimi i dalej idziemy już całą bandą (i oczywiście dużo wolniej ;)) 

Michaś musi mieć zdjęcie na "swojej" skałce


To będzie jeszcze padać czy nie?


Wrzucanie kamyków do wody to najlepsza zabawa! ;)


Odpoczynek na ławeczkach


Z braku górskich widoków robimy sobie zdjęcia w różnych miejscach ;)


Znowu zaczyna lać, dobiegamy do busa i powrót. Prognozy na jutro nie pozostawiają złudzeń  będzie podobnie, może nieco więcej przejaśnień. To nasz ostatni pełny dzień, więc chcemy wybrać się chociaż nad Morskie Oko, a jak pogoda pozwoli to nad Czarny Staw lub do Dolinki za Mnichem. Basia planuje iść z nami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz