1 października 2022

TYPOWO KOBIECE ZDOBYWANIE GĘSIEJ SZYI



Kolejnego dnia pobytu pogoda funduje nam przegląd wszystkich pór roku i opadów atmosferycznych. Od rana mamy deszcz na przemian ze śnieżycą i gradem, a w przerwach przebłyskuje słońce. 

Kapryśna pogoda póki co nas nie rusza, bo Michaś jest chory - niedoleczone zapalenie gardła, więc i tak jesteśmy dziś uziemieni. Zdobywam telefonicznie receptę na trzydniowy antybiotyk, a w międzyczasie okazuje się, że do Zakopanego dojeżdżają właśnie Basia z Edytą. Wstępnie umawiamy się na jakieś spotkanie po południu, pogoda ma się nieco uspokoić, a ja i tak muszę podjechać do centrum po leki dla Michała i zakupy. Zabieram ze sobą Zuzię, bo od siedzenia w pokoju roznosi ją już energia. Załatwiamy sprawunki i spotykamy się z dziewczynami. Podobnie mija nam również piątek, a na sobotę umawiamy się na wspólne wyjście w góry. Jako, że Michaś dochodzi jeszcze do siebie (czuje się już lepiej, ale nie powinien się jeszcze przemęczać) będzie to typowo babska wycieczka. Marcin zostanie z Michasiem , pójdą sobie na jakiś krótki spacer i dołączą do nas po południu. 

Spotykamy się raniutko na dworcu i wsiadamy busa kierującego się na Morskie Oko. Wysiadamy nieco wcześniej, przy Wierch Porońcu i ruszamy na Rusinową Polanę. Już na początku trasy uzbrajamy się w raki, bo jest dużo oblodzeń, a głupio byłoby złamać nogę niosąc raki w plecaku ;) Szlak na Rusinową Polanę mija nam dość sprawnie, Zuzia dzielnie maszeruje i po około półtorej godziny jesteśmy na miejscu. Rozkładamy się tam na postój, śniadanko i zdjęcia. Na otwartej przestrzeni czuć zapowiadany od wczoraj silny wiatr, musimy więc pilnować, żeby nie porwał nam dobytku. Trochę się zastanawiamy jak te podmuchy będą wyglądać wyżej, bo wybieramy się na Gęsią Szyję. 









Na początku podejścia dostajemy parę razy w twarz wiatrem, co nie jest przyjemne i czyni podejście dość upierdliwym, ale nie zrażamy się. Kiedy szlak wchodzi między drzewa robi się spokojnie i od razu idzie nam się lepiej, zwłaszcza Zuzi, która zjednuje sobie sympatię innych turystów, szczególnie jednego starszego pana i już do szczytu idzie z nim za rękę ;) Na Gęsiej Szyi spokój od wiatru ma swój definitywny koniec. Po twarzy smagają nas coraz mocniejsze podmuchy wraz z drobinkami śniegu i lodu. Osłaniamy twarze czym się da, robimy pamiątkowe zdjęcia na szczycie i bierzemy nogi za pas, bo przyjemnie to tu nie jest. Początek zejścia z Gęsiej Szyi jest mocno czujny, szczególnie z Zuzią, która raków nie ma. Podtrzymujemy ją więc z dwóch stron i powoli, ostrożnie schodzimy. Na szczęście stromizna to tutaj krótki odcinek, więc po chwili możemy odetchnąć i schodzić już normalnie wydeptaną ścieżką. Docieramy do Równi Waksmundzkiej, gdzie przystajemy na chwilę na łyk herbatki i przekąskę. Na dłuższy postój nie ma warunków - od razu robi się zimno. Schodzimy do Psiej Trawki, teraz to już po prostu spacer, głównie przez las, pozbawiony emocji, ale całki przyjemny. Urozmaicamy Zuzi wędrówkę różnymi zabawami, droga mija więc dość szybko. 




















Od Psiej Trawki zostaje nam jeszcze ponad godzinka do Cyrhli, część tej trasy Zuzia pokonuje zjazdami na jabłuszku. Na koniec czeka nas jeszcze zdjęcie raków, kawałeczek asfaltem i jesteśmy w autobusie. Po drodze dosiadają się Marcin z Michasiem, którzy wyszli na spacer i nam naprzeciw. W komplecie docieramy do centrum, po drodze ogarniamy drobne zakupy, dzieci jeszcze szaleją chwilę na górce (niebywałe skąd Zuzia ma tyle energii) i wracamy na kwaterę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz