3 października 2020

ZIELONO MI - ZIELONA DOLINA GĄSIENICOWA I ZIELONY STAW


Korzystając z kryształowej pogody, dzień po Gęsiej Szyi, wybieramy się rzutem na taśmę na Halę Gąsienicową. 

Wczesnym rankiem jesteśmy już w Kuźnicach, w kolejce do kasy biletowej. Wybór tradycyjnie jak to latem pada na szlak przez Boczań, poza tym jesteśmy ciekawi efektów remontu. Rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania, koniec z irytującymi kocimi łbami na leśnym odcinku, koniec wykręcaniem kostek i bolesnym rypaniem kolanami w zejściu - nawierzchnia jest pięknie wyrównana, idzie się bez porównania lepiej i pomimo nachylenia podejście tak nie męczy. Dosyć sprawnie docieramy na Skupniów Upłaz - tu nie jest już tak przyjemnie, upał daje nam się we znaki, słońce tak praży, że czuję się jak w piekarniku. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że nawet krem z filtrem niewiele mi pomoże i wieczorem będę piszczeć z powodu oparzeń słonecznych... Wyłazimy wreszcie na Przełęcz między Kopami, stąd już blisko na halę (blisko i częściowo z górki). Nie schodzimy do Murowańca, tylko od razu skręcamy na szlak do Zielonych Stawów Gąsienicowych. Nad pierwszym stawkiem odpoczywamy i jemy śniadanie, a kiedy robi się tłoczno ruszamy dalej. Kolejny postój robimy nad Zielonym Stawem Gąsienicowym. 



















Chcieliśmy się wybrać jeszcze na Karb, to już w zasadzie niedaleko, ale trochę się tu wlekliśmy, robi się późnawo, poza tym nad Świnica zbierają się jakieś nieprzyjemne chmury - niby nie ma dziś padać, no ale pogoda w górach zmienną jest... Wracamy więc tą samą drogą na halę, podchodzimy na Przełęcz między Kopami i schodzimy przez Boczań do Kuźnic - w zejściu jeszcze bardziej odczuwamy, że szlak jest po remoncie, w zasadzie tylko jeden krótki odcinek jest niekomfortowy - pokryty bardzo śliską, wilgotną gliną, trzeba więc uważać, żeby nie polecieć na pysk. W Kuźnicach łapiemy busa, nie chce nam się już drałować na piechotę do ronda. Przesiadamy się na 11 i wracamy na Krzeptówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz