25 września 2018

KONIEC SIERPNIA W TATRACH - KOPIENIEC I PRZYSŁOP MIĘTUSI NA POCZĄTEK


Sierpniowy wyjazd w Tatry ogarnialiśmy tak trochę na wariata. Noclegi zarezerwowaliśmy niemal w ostatniej chwili, do tego wynikły jakieś problemy z urlopem, ostatecznie musieliśmy go skrócić o dwa dni.  


Długo rozkminialiśmy wybór środka transportu - po czerwcowych przygodach z Zuzią we Flixbusie postanowiliśmy, że pojedziemy pociągiem, ale jak przyszło do kupowania biletów okazało się, że nie ma już miejsc na wybrany przez nas kurs. Po rozważeniu różnych opcji (łącznie z jakimiś dziwnymi połączeniami z przesiadkami w liczbie mnogiej). W końcu pojawiło się rozwiązanie - w soboty i niedziele (nie wszystkie) kursuje pociąg bezpośredni Kolei Śląskich z Katowic do Zakopanego. Bilety bez problemu dostępne, w dodatku sporo tańsze niż przejazd Intercity z przesiadką, a czas podróży krótszy, pozostaje tylko zadzwonić do gospodyni i zapytać czy możemy przyjechać w niedzielę zamiast w poniedziałek - udaje się to załatwić bez kłopotu. Niepokoi nas jedna kwestia - pociąg ten odjeżdża wczesnym rankiem, nie ma więc szans na to, że dzieci prześpią choć część podróży. Znając ich usposobienie obawiamy się, że spędzimy 4,5 godziny na bieganiu po pociągu za naszymi latoroślami i przepraszaniu współpasażerów... Na szczęście dzieci są przez większość drogi zadziwiająco grzeczne, dopiero pod sam koniec trochę się nudzą. Do tego trasa jest bardzo malownicza, jedziemy przez Pszczynę, Bielsko, Żywiec, Jeleśnię, Rabkę Zdrój, cały czas towarzyszą nam więc widoki - mijamy Beskidy i Gorce, by wreszcie ujrzeć ukochane Tatry. Zachwyceni bezproblemową i widokową podróżą postanawiamy, że w przyszłości będziemy również korzystać z tego połączenia, o ile będzie taka możliwość.
W Zakopanem jesteśmy przed południem, pokój już na nas czeka. Jest bardzo ładna pogoda, ale dzisiaj pooglądamy sobie góry tylko z miasta - wybieramy się do kościoła i po podstawowe zakupy. Wieczorem już padam na twarz - muszę odespać nockę zarwaną pakowaniem.
Pierwszą naszą wycieczką jak zwykle jest Kopieniec Wielki z Cyhrli - to już tradycja, bardzo polubiliśmy szlak na ten niewysoki szczycik, jest łatwo, niezbyt długo - w sam raz na rozchodzenie pierwszego dnia, a przy tym nie brak pięknych widoków, o ile oczywiście pogoda na to pozwala. Tym razem mamy piękne słońce, więc panorama z Kopieńca ukazuje nam się w pełnej krasie. Dalej idziemy sobie jeszcze na Nosalową Przełęcz i schodzimy do Kuźnic. W cenrum czekają nas jeszcze porządne zakupy (wczoraj większość sklepów byłą zamknięta, kupiliśmy więc tylko najpotrzebniejsze rzeczy). Więcej o tej wycieczce nie ma co się rozpisywać, szlak przeszliśmy już nie raz, nie spotkała nas tam żadna niespodzianka, ani szczególna przygoda. Wycieczka jest oczywiście bardzo ładna i godna polecenia - szczególnie dla początkujących i rodzin z dziećmi, ale również i dla bardziej zaawansowanych jako trasa na rozchodzenie lub dzień relaksu. Poniżej kilka fotek:























Kolejnego dnia również fundujemy sobie trasę niezbyt długą i dobrze znaną, a to dlatego, że w środę ma być lepsza pogoda i planujemy wybrać się do Pięciu Stawów (tzn. dziś też nie jest zła, ale jednak chwilami pochmurno, a po południu straszą burzami). Żeby więc nie wykończyć dzieci idziemy na spacer Doliną Małej Łąki do Wielkiej Polany, a potem jeszcze na Przysłop Miętusi. Stamtąd schodzimy nieco stromą ścieżką do Doliny Kościeliskiej. Nic nadzwyczajnego, ale wycieczka ładna i przyjemna. A tutaj trochę zdjęć:















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz