5 lipca 2025

ZIMOWYCH ATRAKCJI CIĄG DALSZY - ZAMARZNIĘTE MOKO I CZARNY STAW

Na kolejną wycieczkę była w planie Słowacja, konkretnie Zielony Staw Kieżmarski. Nawet przed wyjazdem w Katowicach wymieniłam parę euro bo tamtejszych autobusach nie można płacić złotówkami. Sprawdzamy rozkład jazdy SAD i mamy zagwozdkę, bo nie za bardzo nam się pokrywają godziny odjazdu z transportem do Łysej Polany. W rezultacie ruszylibyśmy na szlak dopiero koło 10, to jest późno nawet latem, a co dopiero zimą przy dużo krótszym dniu. W dodatku moglibyśmy nie wyrobić się z powrotem na czas i utknąć np na Łysej Polanie. Nie chce nam się ryzykować nerwowej wędrówki z zerkaniem co chwila na zegarek, rozważamy więc inne wycieczki. 

Morskie Oko wybiera nam się jakoś automatycznie, zimą tam jeszcze nie byliśmy, zwłaszcza dzieci intensywnie lobbują za tym pomysłem. Jak dobrze pójdzie może uda się jeszcze Czarny Staw. Trochę przeraża mnie myśl o wędrówce przez zamarznięte jezioro, jakoś tak napawa mnie niepokojem świadomość ile wody jest pod spodem. Można też iść normalnie szlakiem dookoła, zagrożenie lawinowe jest niskie, ale z drugiej strony idąc przez środek oszczędzimy czas no i jest to przygoda. Postanawiamy zadecydować na miejscu.

Wybieramy się dość wcześnie, żeby mieć zapas czasu, wsiadamy do jednego z pierwszych busów i dzięki temu dość szybko jesteśmy na Palenicy. Ruszamy żwawym krokiem, bo słońce jeszcze nie wszędzie dociera i zaczynamy dzwonić zębami. W marszu rozgrzewamy się, a im dalej tym więcej słoneczka. Pogodę mamy nadal jak marzenie, w czasie tego pobytu zimowego wybitnie nam się pofarciło, czyściutkie niebo i niskie zagrożenie lawinowe (1 stopień). Asfalt jak to asfalt, czy zimą czy latem idzie się w zasadzie podobnie, śnieg w zasadzie tylko po bokach. Na skrótach zakładamy jednak raczki, miejscami jest prawdziwa ślizgawka. Za skrótami asfalt już bardziej zaśnieżony. Dzieci i Marcin zostają w raczkach, bo na pewno będą jeszcze potrzebne, ja mam raki, więc zdejmuję, nie będę się wygłupiać na asfalcie, poza tym muszę zajrzeć do schroniska. Śmigam do środka po pieczątki, reszta rodzinki schodzi nad staw. Po wyjściu ze schroniska na powrót zbroję się w raki (widzę jak wygląda zejście i nie mam ochoty pogubić tam zębów) i dołączam do nich. Nad Morskim oczywiście tłumy, choć nie takie jak latem. Widoki cudne, ośnieżone szczyty w słoneczku i zamarznięte jezioro po środku. Przez środek jeziora cały czas chodzą ludzie, jest solidnie wydeptane, ja też zaczynam oswajać się z myślą, że za chwilę tamtędy powędrujemy. Lód na pewno jest gruby, w końcu od dłuższego czasu mamy dość solidne mrozy. Najpierw jednak posiłek, bo wszyscy jesteśmy głodni. W słońcu robi się całkiem ciepło, mimo postoju więc nie marzniemy. Spaceruję sobie trochę po lodzie dla nabrania odwagi 😉 W końcu ruszamy w drogę.

















Przejście środkiem zamarzniętego stawu to dla mnie solidny zastrzyk adrenaliny, niesamowite wrażenie. Widoki też nieco inne, latem nie mamy szansy ujrzeć szczytów z tej perspektywy. Na drugim brzegu wychodzimy tuż przy początku podejścia nad Czarny Staw, zaoszczędziliśmy jakieś 20 minut. Czas mamy dobry, warunki też wyglądają w porządku, zaczynamy więc wędrówkę do góry, teraz już przyjdzie nam się trochę spocić 😉 Idzie się nieco szybciej niż latem, bo ścinamy trochę zakosy, ale jest stromo pod górę, dla dzieci to prawdziwa wspinaczka. Po drodze obserwujemy Toprowców w ścianie Mięguszowieckiego Szczytu, wygląda to na jakieś ćwiczenia. Wdrapujemy się wreszcie na próg Czarnego Stawu. Jest pięknie, tylko już dużo zimniej i okolica robi wrażenie bardziej "surowej" niż nad Morskim. Odpoczywamy chwilkę, robimy trochę zdjęć, ale nie przesiadujemy tu długo bo zaczynamy marznąć. Zejście w górnych partiach jest czujne i nieco bardziej problematyczne niż wejście. W ramach czuję się dość pewnie, ale reszta towarzystwa ma tylko raczki, więc schodzimy bardzo powoli. Kilka osób schodzących z Rysów urządza sobie obok nas zjazdy na tyłku, co może nie byłoby takie głupie, gdyby nie robili tego w rakach... Docieramy bez przeszkód nad staw i maszerujemy znowu przez środek. O tej porze jest już mniej słońca i od razu odczuwa się niższą temperaturę. 














 



Przy schronisku zdejmujemy raki, żeby jeszcze skorzystać z toalety, i zaliczyć szarlotkę, a potem zbieramy się do zejścia bo przed nami jeszcze cały asfalt. Schodzi nam się całkiem szybko, przystanki robimy tylko przy skrótach na operację zakładania i zdejmowania po raz kolejny raczków. Do parkingu docieramy już o zachodzie słońca, wsiadamy w busa i zjeżdżamy do Zakopanego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz